Wydarzenia
Wspomnienie pośmiertne
Niektórzy ludzie, których nawet na krótko spotykamy długo zostają w naszej pamięci. Inni odchodzą w zapomnienie bardzo szybko.
Zadzwonił do mnie znajomy ksiądz z wiadomością, że właśnie zmarł ks. Marian Kowalski. Jeszcze kilka dni temu rozmawiałem z nim o tym kapłanie którego poznałem jako kilkuletni chłopak. Bardzo chciałem wtedy odwiedzić ks. Mariana. Pojechałem do jego parafii jednak nie doszło do osobistego spotkania. Ksiądz Marian był ciężko chory. Teraz jadę tam znowu, tym razem by uczestniczyć w uroczystościach żałobnych...
Księdza Mariana poznałem gdy miałem 8 lat. Zaczepił mnie wtedy na ulicy i zapytał: chłopcze czy nie chciałbyś zostać ministrantem? Następnego dnia kiedy bylem na pierwszej zbiórce, ksiądz Marian opowiedział nam historie swojego powołania. Z jego ust padło wtedy wyznanie, że kiedy był w naszym wieku to postanowił zostać księdzem. Pamiętam dobrze, że to właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałem o kapłaństwie. Po roku zamieszkaliśmy w innej części miasta. Nigdy więcej nie spotkałem już tego kapłana, ale jego słowa wypowiedziane wtedy na zbiórce zawsze pozostały w mojej pamięci i w jakiś dziwny sposób mobilizowały. Pozostało także zdjęcie jakie wtedy mi zrobił.
W kieleckiej gazecie Echo Dnia znalazłem takie oto tekst napisany z okazji 30 lat pracy ks. Mariana w parafii Krasocin.
Ksiądz Marian Kowalski obchodził okrągły jubileusz. – Serdecznie dziękuję parafianom za wszystkie spędzone tu lata - mówi kapłan.
24 lipca w kościele pod wezwaniem Świętej Doroty i Świętej Tekli w Krasocinie odbyła się niezwykła uroczystość. Mieszkańcy dziękowali proboszczowi Marianowi Kowalskiemu za trzydzieści lat posługi kapłańskiej w ich parafii.Uroczy sta msza święta rozpoczęła się o godzinie dwunastej. Odprawili ją księża Mariusz Książek, Paweł Kanios, Sylwester Robak oraz jubilat, ksiądz kanonik Marian Kowalski. Po liturgii życzenia złożyli wójt gminy Krasocin, Ireneusz Gliściński, członkinie Koła Gospodyń Wiejskich i, w imieniu wszystkich parafian, rodzina państwa Malickich. Ksiądz Marian Kowalski swoją pracę w Krasocinie rozpoczął w 1981 roku. – I już tu zostanę – uśmiecha się proboszcz. – Przez trzydzieści lat ochrzciłem już ponad tysiąc dzieci. Teraz chrzczę już ich potomków, a zdarzają się i wnuki – mówi z powagą. Wcześniej przez dwanaście lat pracował w kieleckiej Katedrze. Jako katecheta uczył między innymi obecnego prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego. – Wojtek był wspaniałym dzieckiem – śmieje się ksiądz Marian. – O ile pamiętam, uczył się w klasie o specjalności dokumentacji budowlanej. Zawsze był bardzo sumienny i staranny, nigdy nie było z nim żadnych kłopotów – wspomina. Innym wychowankiem księdza Kowalskiego jest Wojciech Płaza, obecny dyrektor Świętokrzyskiego Zarządu Dróg. Kiedy rozpoczynał pracę w Krasocinie, był sam. Miał pod opieką cztery szkoły. – Były to czasy, kiedy religii nie nauczało się jeszcze w szkołach, a dzieci było o wiele więcej niż teraz. To był ogrom pracy – opowiada ksiądz Kowalski. Sam do niedawna prowadził katechezę w szkole, cztery godziny tygodniowo. Jednak w tym roku kończy swoją przygodę z młodzieżą. – Prawie pół wieku uczyłem dzieci religii. Jestem nauczycielem spełnionym – przyznaje.
Parafia w Krasocinie ma długą historię. Jej początki sięgają XIV wieku. W 1856 roku postawiono kaplicę, która miała być tymczasowa. Myślano o budowie większej świątyni. Jednak kaplica stoi do tej pory. W miarę upływu lat, niszczała. W końcu pojawił się ksiądz Marian Kowalski. – Zanim poszedłem do seminarium, uczyłem się w szkole budowlanej w Krakowie – mówi. Doświadczenie budowlane zaprocentowało później w Krasocinie. Roboty było co niemiara. - Kiedy tu przyszedłem, do kościoła przez dach lała się woda – opowiada ksiądz Marian. Trzeba było położyć nowe pokrycie. - Wojewódzki konserwator zabytków, pan Janusz Cedro nie zgodził na blachę miedzianą. Bał się, że stary kościół może się rozpaść - wspomina proboszcz. Miedź zastąpiła więc blacha szwedzka. Położono nowe tynki i umocniono więźby dachowe. Dla księdza Kowalskiego kościół parafialny jest dziełem życia. Do Krasocina sprowadził cenionych w świecie fachowców. Inżynier Ilia Iliew z Zakładu Rysunku Odręcznego i Sztuk Plastycznych Politechniki Świętokrzyskiej wykonał malowanie wnętrza kościoła. Z tą samą ekipą wykonywał malunki na ścianach jednej z sal słynnego Ermitażu w Sankt Petersburgu. - Ja odejdę, a kościół zostanie. Oby na wieki. Dla moich parafian, którym bardzo dziękuję za wszystkie spędzone tu lata – mówi z rozrzewnieniem ksiądz Kowalski. Udało się też postawić mur cmentarza. Czterysta metrów solidnego ogrodzenia. – Kiedy zamawiałem ten kamień w Gnieździskach, ludzie dziwili się, że tyle materiału to na nowy kościół wystarczy. Zszedł co do sztuki. Ludzie pracowali społecznie, po godzinach pracy. Było widać wielkie poświęcenie i to było naprawdę wzruszające. Gdzie teraz spotkać taką postawę – pyta ksiądz Kowalski. Proboszcz odnowił także stylowy dworek, który stał się siedzibą plebani. Jest prawdziwą ozdobą Krasocina. Obok niego posadzono starannie dobrane kwiaty i krzewy. Rośnie tu rzadki akant, który w wielu świątyniach jest motywem ozdobnym na ołtarzach –Ten dworek jest trochę jak z Mickiewicza. Żywcem wycięty gdzieś z Wileńszczyzny. Nowożeńcy przychodzą do mnie robić sobie zdjęcia – cieszy się proboszcz.