Wydarzenia
W kieleckim autobusie
Od kilkunastu dni jestem w Kielcach. Każdego dnia jeżdżę na zabiegi z fizjoterapii
Niestety złamana przed laty noga coraz bardziej daje o sobie znać. Korzystam wiec z urlopu aby nieco się podreperować. Właśnie jadę autobusem linii 35 na kolejną serię zabiegów. Jestem pod wrażeniem zmian jakie nastąpiły w moim rodzinnym mieście. Sporo budujących się domów, przebudowywane ulice i place czy też nowo otwarta największa w Polsce handlowa galeria Echo robią niesamowite wrażenie. Ciekawie też wyglądają elektroniczne rozkłady jazdy umieszczane na przystankach komunikacji miejskiej. Z dużą dokładnością, "na żywo", informują o najbliższych autobusach. Ten sielankowy obraz psuje mi jednak zasłyszana rozmowa moich współpasażerów. Mają może z 13-14 lat. Jeden z nich przekonując swego kolegę głośno mówi: największą tragedią mojego życia jest to że urodziłem się w Polsce. Myślę nad wypowiedzią tego chłopaca. Szczerze mi go żal, a jeszcze bardziej jego rodziców. Jakaż to musi być dla nich tragedia, że nie potrafili rozkochać swego syna w Ojczyźnie. A może nawet nie zdają sobie w tej chwili z tego sprawy. Może dopiero za kilka czy kilkanaście lat w pełni uświadomią sobie ten błąd?.
Kilka dni póżniej, w dodatku do naszego kieleckiego dziennika "Echo dnia" z 18 sierpnia, czytam wywiad z Wojciechem Cejrowskim. Pada pytanie: Mimo tylu niedogodności nie kusi pana, żeby zostać wśród indian, a ten świat rzucić w diabły? Cejrowski odpowiada: Obowiązku, którym jest Ojczyzna nie mogę rzucić w diabł. Choćby dlatego, że jedno z przykazań mówi: czcij ojca swego i matkę swoją. Powinności wobec Ojczyzny wynikają właśnie z tego przykazania. Moja matka skdś się wzięła. Z lędźwi moich dziadków, z wychowania moich dziadków. Z historii, które przeżyli i potem opowiadali swoim córkom. Oni wzięli się z kolei z historii swoich przodków. Ktoś zgnił na Syberii w obronie mowy polskiej. To są wszystkie obowiązki, które dziedziczę. Nie mogę więc wypiąć się na matkę i zostać z kochanką. Dżungla jest kochanką. Meksyk albo USA w tej alegorii to moja żona. A Polska jest moją matką i do mamusi mamy obowiązek przyjechać na święta, na groby, albo kiedy jest potrzeba to stanąć w jej obronie, czy po prostu w synowski sposób pomóc.
Redaktor stawia kolejne pytanie: czego powinniśmy się nauczyć od dalekich prostych ludów?
Cejrowski odpowiada: Już w krajach arabskich jest porządnie. Tam niektórych rzeczy się nie mówi, i to nie dlatego, że prawo tego zabrania. Mówimy, że w krajach arabskich kobiet się nie szanuje, że haremy, że każą zasłaniać twarze. A z drugiej strony Arab nie zaklnie przy kobiecie. Nie trzeba więc do dzikich plemion jechać, żeby odkryć, że u nas coś się popsuło. Brak nam poczucia przyzwoitości i skromności. Dziewczęta które wystawiają wszystko na pokaz, nie wiedzą, że skromność jest wartością. Nie chodzi o to, żebyś szybko się sprzedała. Masz się drogo sprzedać. Ty jesteś cenna, ty jesteś królewna, księżniczka. Jesteś diademem w koronie ojca. A Indianki? pyta redaktor. Cejrowski kontynuuje. Indiańska kobieta jest skromna. Chodzi z biustem na wierzchu, ale gdy zobaczy spojrzenie zbyt świdrujące to odruchowo się zasłoni. Takich rzeczy subtelnych brakuje mi u nas. Ceń się dziewczyno. Jesteś klejnotem. Swojemu królowi dasz wszystko, a byle chłystkowi nic.