Wydarzenia
Listopad miesiącem szczególnej pamięci o naszych zmarłych
Na początku listopada Kościół wspomina w liturgii wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata, a teraz przebywają w czyśćcu.
Przekonanie o istnieniu czyśćca jest jednym z dogmatów naszej wiary.Obchód Dnia Zadusznego zainicjował w 998 r. św. Odylon (+ 1048) - czwarty opat klasztoru benedyktyńskiego w Cluny (Francja). Praktykę tę początkowo przyjęły klasztory benedyktyńskie, ale wkrótce za ich przykładem poszły także inne zakony i diecezje. W XIII w. święto rozpowszechniło się na cały Kościół Zachodni. W 1915 r. papież Benedykt XV zezwolił, aby tego dnia każdy kapłan mógł odprawić trzy Msze święte: w intencji poleconej przez wiernych, za wszystkich wiernych zmarłych i według intencji Ojca Świętego. Za pobożne odwiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8 listopada i jednoczesną modlitwę za zmarłych można uzyskać odpust zupełny.
W piątek 2 listopada wraz z towarzyszącymi mi księżmi Zbigniewem Perdjonem oraz Kazimierzem Ołdakiem udałem się do połozonego w pobliżu Kurytyby Bateias. Dla nas chrystusowców pracujących w Brazylii cmentarz w Bateias ma speciajne znaczenie. Znajduje się tam bowiem grobowiec w którym złożone są ciała zmarłych naszych współbraci. Pochowani tam są: Ks. Ludwik Gazda, ks. Bolesław Liana, ks. Gerard Pilich oraz ks. Paweł Piotrowski. Podczas uroczystej Mszy św polecaliśmy Miłosierdziu Bożemu ich dusze...
W naszych modlitwach pamiętaliśmy także o tych, którym Ci księża służyli, a teraz pochowani są w ziemi "Krzyża Południa". Pamięcią ogarneliśmy naszych rodaków zmarłych podczas "największej tragedii w historii emigracji polskiej", bo tak dziś mówi się o zarazie tyfusu która zdziesiątkowała naszych rodaków przybyłych w region Santany - Cruz Machado. Tak o tej tragedii pisał w swoim pamiętniku Tadeusz Hryncza:
"Po kilku tygodniowych postojach w barakach na Wyspie Kwiatow, w Paranaguá, Kurytybie i Ponta Grossa, ruszylismy do Malletu, skad budziastymi wozami - furgonami maja nas przewiesc na nowa powstala kolonie.... Gory Nadziei jak niegdys napawaly nadzieja awenturniczych bandeirantes, ktorzy sie tu zapedzali w pogoni za zlotem i esmeraldas ( dogie kamienie ), w pogoni za niewolnikami, tak dzis ludza te utrudzona dluga podroza gromade ludu z lubelskiego i siedleckiego, ktora niesie w ofierze prace, za ktora chce i zada zycia ludzi wolnych, zycia wolnego od przesladowan, gdzie i chlop moze byc panem... Gromada ludu "z ziemi lez i krwi " patrzy wmodlona w te tajemnicze i majestatyczne gory, za ktorymi gdzies maja osiasc, by zalozyc nowe zycie. Od kilku miesiecy gromadnie tu przybywaja i jak gromadnie przybywaja do maletanskich barakow tak gromadnie wyjezdzaja w strone Gor Nadziei po zaladowaniu sie na budziaste wozy - furgony, ktore sznurem ruszyly jak do slubu, przy dzwiekach dzwonkow - janczarow. Pozniej kiedy dowiedzialem sie z "Dziejow Ojczystych", za naszych patriotow po rozbiorach wywozono na Sybir w kibitkach, ktorym towarzyszyl jek dzwonkow, mimowoli porownalem to dobrowolne i samowolne zeslanie z tamtym.... Jak z Sybiru malo kto wracal tak i z tych gromad emigranckich jadacych ochotnie ku Gorom Nadziei malo kto ocalal . Co najtezsze chlopy kladli sie jak snopy i tak licznie, ze swiezo zbudowany tartak nie mogl nadazyc rznac desek na trumny, a zdrowszym chlopom puchly ramiona od wynoszenia wspolbraci na pobliski cmentarz. Jek i placz wdow i sierot rozdzieral codziennie ciemna i ponura czelusc puszczy, ktora jakby napawala sie cierpieniem tych ludzi opuszczonych przez wszystko i wszystkich, ludzi ktorym zostal tylko jeden opiekun, pocieszyciel i ucieczka - Bog. A Gory Nadziei wciaz cieszyly i ludzily nadzieja nowe gromady swiezo przybylych emigrantow. Jak Sfinks egipski zdaly sie usmiechac i zachecac zagadkowo : chodzcie tu, znajdziecie ukojenie waszych cierpien, spokoj i odpoczynek po trudach. A po budkach emigranckich, tam w odleglym Cruz Machado co noc, co dzien, przy glosnych zawodzeniach osierocialych, rozchodzily sie jekliwe i posepne piesni pogrzebowe: "nie opuszczaj na ".... Zmarlo sie chudziakowi. Biedaczysko cieszyl sie nadzieja ze na brazylijskiej ziemi zazna tak upragnionwgo spokoju, a plemie jego bedzie moglo zyc swobodnie, wolne od przesladowan, wolne od groznego panskiego oka, ktore zda sie kazde ziarnko zboza policzylo. Niech cie spiew ptakow tej ziemi ktora cie poila nadzieja, do ktorej przybyles lamiac wszelkie trudy, przypomni spiew ptakow twej dalekiej ziemi. Za chwile ziemia - matka brazylijska przygarnie cie do swego lona tak samo jakby to zrobila ziemia-matka twoja rodzona "
W Brazylii jest jeszcze inny cmentarz, który przyciąga moje myśli i modlitwę. Wielkością i wystrojem daleki jest od tego w Bateias. Mam na myśli cmentarz małej wspólnoty wiernych gromadzących się w kościółku filialnym Najświetszego Serca Pana Jezusa na lini 7 w parafii Capo Ere w stanie Rio Grande do Sul. Było to moje pierwsze proboszczostwo w Brazylii. Co prawda pracowałęm tam tylko 2 lata ale więzi przyjażni z mieszkającymi tam ludzmi utrzymuje do dnia dzisiejszego. Mimo, że już tam nie pracowałem, dzwonili do mnie informując o śmierci swoich bliskich i prosili o przyjazd na pogrzeb. Nie zawsze było to łatwe. W Brazylii chowa się ciało ludzkie w ciagu 24 godzin od śmierci. Cały ten czas rodzina, znajomi oraz wspólnota do ktorej należał trwa przy ciale zmarłego na tzw. velorio. Jedni się modlą inni rozmawiają, jeszcze inni opowiadają jakieś wydarzenia z życia zmarłęgo.... i tak przez cała noc aż do następnego dnia kiedy zaczyna się nabożeństwo.W tym też czasie wszyscy starają się pomóc rodzinie w organizacji spraw związanych z pochówkiem....
Lubię zaglądać na ten mały zagubiony cmentarzyk na Linii 7 w Capo Ere. Od kiedy zostałem prowincjałem mogę to robić nawet częsciej, przy okazji odwiedzin współbraci pracujących w tamtym regionie Brazylii. Chyba na żadnym cmentarzu na świecie nie mam tylu znajomych jak właśnie tam...