Parafie
Parafia Najświętszego Serca Jezusa w Cruz Machado
Informacje o parafii w Cruz Machado gdzie byłem proboszczem od 1997 do 2005 roku
-Przybycie pierwszych osadników - według pamiętnika Tadeusza Hryncza
-Cruz Machado w 2000 roku - opis prof.dr hab Tadeusza Pałecznego
-Reinauguracja kościoła parafialnego - opis ks. Kazimierz Długosz S.Chr
Przybycie pierwszych polskich osadnikow wg. pamietnika Tadeusza Hryncza
"Po kilku tygodniowych postojach w barakach na Wyspie Kwiatów, w Paranaguá, Kurytybie i Ponta Grossa, ruszyliśmy do Malletu, skąd budziastymi wozami - furgonami mają nas przewieść na nową powstałą kolonie.... Góry Nadziei jak niegdyś napawały nadzieją awanturniczych bandeirantes, którzy się tu zapędzali w pogoni za zlotem i esmeraldas ( drogie kamienie ), w pogoni za niewolnikami, tak dziś łudzą te utrudzona długą podrożą gromadę ludu z lubelskiego i siedleckiego, która niesie w ofierze prace, za którą chce i żąda życia ludzi wolnych, życia wolnego od prześladowań, gdzie i chłop może być panem... Gromada ludu "z ziemi łez i krwi " patrzy wmodlona w te tajemnicze i majestatyczne góry, za którymi gdzieś maja osiąść, by założyć nowe życie. Od kilku miesięcy gromadnie tu przybywają i jak gromadnie przybywają do maletanskich baraków tak gromadnie wyjeżdżają w stronę Gór Nadziei po załadowaniu się na budziaste wozy - furgony, które sznurem ruszyły jak do ślubu, przy dźwiękach dzwonków - janczarów. Później kiedy dowiedziałem się z "Dziejów Ojczystych", za naszych patriotów po rozbiorach wywożono na Sybir w kibitkach, którym towarzyszył jęk dzwonków, mimowolni porównałem to dobrowolne i samowolne zesłanie z tamtym.... Jak z Sybiru mało kto wracał tak i z tych gromad emigranckich jadących ochotnie ku Górom Nadziei mało kto ocalał . Co najtęższe chłopy kładli się jak snopy i tak licznie, że świeżo zbudowany tartak nie mógł nadążyć rżnąc desek na trumny, a zdrowszym chłopom puchły ramiona od wynoszenia współbraci na pobliski cmentarz. Jęk i płacz wdów i sierot rozdzierał codziennie ciemna i ponurą czeluść puszczy, która jakby napawała się cierpieniem tych ludzi opuszczonych przez wszystko i wszystkich, ludzi którym został tylko jeden opiekun, pocieszyciel i ucieczka - Bóg. A Góry Nadziei wciąż cieszyły i łudziły nadzieja nowe gromady świeżo przybyłych emigrantów. Jak Sfinks egipski zdały się uśmiechać i zachęcać zagadkowo : chodźcie tu, znajdziecie ukojenie waszych cierpień, spokój i odpoczynek po trudach. A po budkach emigranckich, tam w odległym Cruz Machado co noc, co dzień, przy głośnych zawodzeniach osierociałych, rozchodziły się jękliwe i posępne pieśni pogrzebowe: "nie opuszczaj na ".... Zmarło się chudziakowi. Biedaczysko cieszył się nadzieja że na brazylijskiej ziemi zazna tak upragnionego spokoju, a plemię jego będzie mogło żyć swobodnie, wolne od prześladowań, wolne od groźnego pańskiego oka, które zda się każde ziarnko zboża policzyło. Niech cię śpiew ptaków tej ziemi która cię poiła nadzieja, do której przybyłeś łamiąc wszelkie trudy, przypomni śpiew ptaków twej dalekiej ziemi. Za chwile ziemia - matka brazylijska przygarnie cię do swego łona tak samo jakby to zrobiła ziemia-matka twoja rodzona "
Cruz Machado wrzesien 2000 rok
wg. opisu prof. dr. hab. Tadeusza Palecznego
Cruz Machado to niezwykła nawet w kontekście moich wcześniejszych doświadczeń z podróży po skupiskach polonijnych miejscowość. Jej niezwykłość polega na wyraźnej, powiedziałbym wybitnej przewadze funkcjonalności języka polskiego nad portugalskim. Przez cały czas pobytu w Cruz Machado odnosiłem wrażenie, że znajduję się nie w Brazylii, lecz w jakimś oddalonym co najwyżej o kilkaset kilometrów od Warszawy prowincjonalnym miasteczku. Główna ulica Cruz Machado roi się od „polskości”; w sensie miejsc użyteczności publicznej, sklepów, barów, stacji benzynowej, apteki, piekarni, w których wszyscy sprzedawcy i pracownicy posługują się językiem polskim. Jedynym wyjątkiem - ku żalowi jej ojca - była córka właściciela stacji benzynowej pana Hendryka Lipińskiego. On sam jak i jego żona przyjęli nas w swym przytulnym, przylegającym do ich rodzinnego przedsiębiorstwa domku z wszelkimi oznakami staropolskiej gościnności. Co więcej, ucieszyli się z okazji porozmawiania z kimś po polsku. Stwierdzili, że posługują się tym językiem od dziecka. Idąc dalej, w następnym budynku, zawitaliśmy do baru prowadzonego przez Jana Wierzbickiego. Jego syn pełni aktualnie funkcje prefekta Cruz Machado. W jadłospisie potrawy polskie: bigos, pierogi, barszcz. Znowu mamy okazję porozmawiać z kimś po polsku. W znajdującym się po sąsiedzku sklepie, polskojęzyczna „załoga” wyraża radość z możności posłużenia się językiem swoich dziadkow. Po przeciwnej stronie ulicy znajduje się apteka. Wchodzimy i witamy się tradycyjnie po ... brazylijsku. Właścicielka poznaje księdza, więc nie dziwi jej moja wymowa. Po chwili opowiada nienajlepszą, jednak zrozumiałą polszczyzną iż jej syn z rodu Otto studiował w 1981 roku w Polsce - a jakże, w Instytucie Polonijnym UJ -lecz przerwał studia i wrócił do domu z powodu wprowadzenia stanu wojennego. Na ulicy spotykamy kilku przechodniów, którzy witają się z nami w języku polskim. Przedstawiani przez ks. Kazimierza Długosza proboszcza w Cruz Machado, wywołujemy natychmiastową potrzebę zapraszania nas na dłuższą pogawędkę. Ośmielony tą swobodą bycia i porozumiewania się w obcym bądź co bądź dla mnie środowisku społecznym, pozwalam sobie na żart w stosunku do zamiatającej chodnik przed sklepem młodej, co najwyżej dwudziestoletniej dziewczyny. Spytałem jej po polsku - będąc pewnym, że mnie nie zrozumie, „czy zamiata czy może odlatuje?”. Odparła bez rumieńca i najmniejszego śladu zakłopotania, że o tej porze dnia robi to pierwsze. Na „latanie” pozostają noce. Przyznam, że mnie zamurowało. Wszelkie moje standardy myślowe „wzięły” w przysłowiowy „łeb”. To ja odczułem zakłopotanie i zaambarasowanie. W końcu posłużyłem się starym, oklepanym dowcipem o teściowych. Mój żart został przyjęty jednak bez obrazy. Z pogodnym uśmiechem oraz zrozumieniem jego sensu. Rzecz w tym, że rzuciłem go szybko do osoby, która według wszelkiego prawdopodobieństwa nie miała szans na jego zrozumienie w języku polskim. Nie tylko go „chwyciła”, ale także celnie zripostowała. W tym właśnie momencie wszelkie moje przekonania o nieuchronności modelu asymilacji trzypokoleniowej przestały mieć swój dotychczasowy teoretyczny sens. Osoba reprezentująca piąte pokolenie Brazylijczyków polskiego pochodzenia, wciąż zachowuje swą dwukulturowość i podwójną tożsamość etniczno-narodową, ze wskazaniem na większy sentyment do kraju swych przodków. Między innymi na skutek tej krótkiej, ale jakże ważnej dla mnie interakcji interpersonalnej, poddałem rewizji i krytyce swoją wiedzę na temat teorii procesów asymilacji, co uczyniłem w złożonym do druku w „Przeglądzie Polonijnym” obszernym artykule pt. Skupiska polonijne w Brazylii: rezerwaty monoetniczności czy enklawy wielokulturowości?
Reinauguracja parafialnego kosciola 2001 rok
wg. opisu ks. K. Dlugosza S.Chr
Parafia Serca Pana Jezusa od 1967 roku obsługiwana jest przez Towarzystwo Chrystusowe. Pierwszym chrystusowcem pracującym tutaj był ks. Stanisław Szczypek. W październiku 1971 została poświęcona murowana świątynia wybudowana w okresie jego duszpasterzowania. Służyła ona jako kościół parafialny. Niestety z biegiem czasu stało się oczywiste że wymagany jest jej gruntowny remont. Gdy w 1998 r. objąłem parafię, wraz z radą parafialną postanowiliśmy skierować w tym kierunku cały nasz wysiłek. Pragnęliśmy by przebudowana świątynia była dowodem przywiązania tutejszych ludzi do Kościoła z okazji 3 tysiąclecia, oraz miejscem modlitwy dla wiernych którzy prawie w 80% są pochodzenia polskiego. Mimo że jest to 3 czy nawet 4 pokolenie emigrantów wielu zachowuje jeszcze język, tradycje oraz miłość do ojczyzny przodków. Rozpoczął się czas zbierania środków. Zastanawialiśmy się także nad wybraniem właściwej koncepcji remontu. Ostatecznie w 1999 roku rozebraliśmy naszą świątynie pozostawiając jedynie dwie boczne ściany. Chcieliśmy bowiem powiększyć kościół do przodu, z tyłu dobudować zakrystię, która znajdowała się do tej pory w głównej konstrukcji kościoła, a zyskane w ten sposób miejsce przeznaczyć dla wiernych. Pragnęliśmy także zrobić nową ścianę frontową, zmienić dach, instalacje oświetleniową i akustyczną oraz posadzkę. Wkrótce rozpoczęliśmy realizacje naszych planów. Dzięki zaangażowaniu wiernych, a szczególnie tych którzy ofiarowywali przysłowiowy wdowi grosz przebudowa kościoła stała się realną. Pozostało jeszcze zastanowić się nad nowym wystrojem wnętrza. Jednak i w tym wypadku Opatrzność czuwała nad nami. W czasie urlopu w Polsce na początku tego roku, podczas spotkania z moimi przyjaciółmi - krotkofalowcami z Podhala poznałem panią Ewę Gąsienicę Makowską żonę starosty Zakopanego. To właśnie ona słysząc o przebudowie naszego kościoła i o przygotowaniach do 90 rocznicy przybycia pierwszych emigrantów polskich na tereny dzisiejszego powiatu Cruz Machado zaproponowała przekazanie dla nas pięknej płaskorzeźby Chrystusa Króla. Co prawda była ona specjalnie przygotowana jako dar miasta Zakopane dla Ojca Świętego i miała mu być wręczona 16 lutego, ale szybko zostalo tak zalatwione, ze Chrystus Król mógł pojechać do Brazylii. Ojcu Świętemu natomiast postanowiono wręczyć inny upominek. Radość moja była tym większa, że przecież Chrystus Król jest Patronem naszego zgromadzenia. Obraz ten został uroczyście wprowadzony do kościoła z okazji reinauguracji naszej świątyni, w dniu Najświętszego Serca Pana Jezusa. Nim to jednak nastąpiło nawiedził wszystkie 21 wspólnot należących do parafii. Główne jednak uroczystości miały miejsce w Cruz Machado. W piątek w sam dzień Najświętszego Serca Pana Jezusa Patrona naszej parafii w towarzystwie członków Apostolstwa Modlitwy obraz został wniesiony do naszej odnowionej i powiększonej świątyni. Po odczytaniu listu ofiarodawczyni i wyjaśnieniu symboli na nim umieszczonych zawieszony został w prezbiterium, za ołtarzem. W czasie tej Mszy św. został także poświęcony sztandar Apostolstwa Modlitwy, nowi członkowie złożyli, a starzy odnowili swoje ślubowania. Liturgia bogata w symbole przygotowana została przez siostry Misjonarki Chrystusa Króla pracujące w parafii. Następnego dnia, czyli w sobotę, ponownie cała parafia zgromadziła się w kościele. Tym razem za przygotowanie Mszy św. odpowiedzialna była grupa młodzieżowa działająca przy naszej parafii. Młodzież stanęła na wysokości zadania. Po Mszy św. nasze świętowanie kontynuowaliśmy na terenie CTG (Centrum Tradycji Gauchos) Jako że było to w dniu Świętego Jana więc zgodnie ze zwyczajem brazylijskim zapaliliśmy wysokie na ok. 30 m. ognisko wokół którego rozpoczęła się zabawa. Uwagę wszystkim zwrócił występ przygotowany przez członków grupy Trzeciej Młodości . Przedstawili oni zwyczaje związane z wiejskim weselem. Jednak najbardziej oczekiwanym dniem była niedziela. Swoją obecnością zaszczycili nas Ordynariusz diecezji União da Vitoria, Biskup Walter Michael Ebejer, Konsul Polski z Kurytyby, Pan Marek Makowski wraz z małżonką, wielu księży, wśród których należy wyróżnić 2 księży z Indii, oraz mojego kolegę kursowego ks. Leszka Wedziuka TChr pracującego w Niemczech. Byli także przedstawiciele lokalnego świata polityki oraz parafianie z mojej poprzedniej parafii wraz ze swym obecnym proboszczem ks. Lauro Kovalczykiem TChr. Uroczystości rozpoczęły się przed wejściem do kościoła. Po przywitaniu wszystkich zgromadzonych, i przypomnieniu historii osadnictwa polskiego na tych terenach, nawiązałem do troski jaką emigrant polski zawsze okazywał względem kościoła. Następnie poprosiłem Ks. Biskupa o poświecenie odnowionego kościoła. Ojcowie chrzestni przecięli wstęgę. Zostali oni wcześniej wylosowani wśród wiernych, którzy pomagali w remoncie kościoła. Następnie Ks. Biskup i pan Konsul uroczyście otworzyli drzwi naszej świątyni. Na rozpoczęcie Liturgii Słowa, młode małżeństwo ubrane w strój krakowski wniosło Pismo Święte. W tym geście chcieliśmy wyrazić przywiązanie do Słowa Bożego, które jest częścią naszej kultury i tradycji. Najbardziej jednak wzruszającym momentem była procesja z darami. Wśród wielu symboli jakie wtedy przedstawiono, pan Stanisław Lulek wraz ze swoja rodziną wniósł stary kufer upamiętniając tym przyjazd pierwszych emigrantów. Z kufra wyjęto narzędzia ich pracy, oraz różaniec i obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Pan Stanisław zaśpiewał także piękną pieśń śpiewaną dawniej przez emigrantów, mówiącą o tęsknocie za Polską. Na wielu twarzach widać było łzy wzruszenia. Ks. Biskup w swoim kazaniu nawiązał do rocznicy przybycia emigrantów z Polski, ich roli w ewangelizacje tego regionu, podkreślił także wielkość wykonanej pracy, zwracając uwagę na estetyczność i funkcjonalność praktycznie nowej świątyni. Z kolei p. Konsul gratulując udanego przedsięwzięcia jakim był tak poważny remont, przedstawił obecną sytuację Polski zachęcając do kontaktu z krajem przodków. Pod koniec Mszy św., ks. Z. Nabiałczyk TChr odczytał list księdza prowincjała Z. Malczewskiego, który nie mógł być obecnym z powodu wyjazdu na Kapitułę Generalną. Kończąc tę relację chciałbym podkreślić duże zaangażowanie wiernych we wszystkie prace związane z odnowieniem kościoła. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pani Ana Maria Longa da Silva, która bezinteresownie zaprojektowała, a potem nadzorowała remont, oraz członkowie rady parafialnej: Teofil Kloczko, Edmundo Otto Filho, Lucio Król, oraz Antoni Czajkowski.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|